Giovanni Lipella, Tofana di Rozes

Giovanni Lipella

Wymagająca, ale piękna trasa. Jedna z najdłuższych i najwyżej prowadzących ferrat, którymi szłam. Po jej pokonaniu stajemy na ponad 3000 metrach nad poziomem morza. Stopień trudności ferraty to od B do D, więc wymaga obycia z takimi trasami, a przede wszystkim sprawności. Czas przejścia samej ferraty to około 4-5 godzin. Gdy do tego dołożymy dojście do niej, wejście na Tofanę di Roses i zejście, to robi się już około 12-godzinna wyprawa. Warto więc wyjść wcześnie i przy ładnej pogodzie. Niech Was nie zmyli czas podany na mapy.cz, bo raczej nie uwzględnia ona trudności technicznych i chyba nie koduje, że trasa wiedzie via ferratą.

Tofany

Tofany, to wyróżniający się w krajobrazie masyw górski w Dolomitach, dumnie górujący nad wciśniętą poniżej dolinę z Cortiną d`Ampezzo. W jego skład wchodzą szczyty Tofana di Mezzo (3241 m), Tofana di Dentro (3238 m) oraz Tofana di Rozes (3225 m). Każdy piękny, wzbudzający podziw i zachęcający do wejścia.

Parking

My ruszamy z Passo di Falzarego (46.5187503N, 12.0084322E). To dość spora przełęcz, ale miejsce bardzo popularne, więc w sezonie jest tutaj naprawdę tłumnie. Lepiej być rano, by potem nie szukać wolnego miejsca.

W stronę Galerii del Castelletto

Na początek czeka nas około półtragodzinny spacer do Galerii del Castelletto. Dotarcie do niej to pokonanie około 500 metrów przewyższenia. W upalne dni, gdy człowiek tam dociera, jest już zmęczony, a tu jeszcze nawet nie zaczyna się ferrata. Widoki rekompensują trasę i strome podejście.

Galleria del Castelletto

Pewnie wiecie, że żelazne drogi oraz tunele drążone w skałach były wykorzystywane w czasie I wojny światowej. Nie inaczej było z Gallerią del Castelletto. Jest to długi na mniej więcej 400 metrów tunel, wydrążony w litej skale i prowadzący niemal pionowo do góry. Sztolnia została przekuta w czasie I wojny światowej. Wtedy właśnie Dolomity stały się areną walk, między włoskimi Alpinia, a austriackimi Strzelcami Alpejskimi.

Przebycie tunelu nie stanowi większego problemu, ponieważ zamontowano w nim stalową poręcz. Można się do niej wpiąć, ale przepinanie co chwilę w półmroku może być uciążliwe. Poza tym nie jest tu jakoś bardzo niebezpiecznie. Utrudnieniem może być tylko panujący tu mrok, dlatego należy posiadać własne źródło światła. Galeria rozpoczyna się wspinaczką po kilku klamrach i krótkich drabinach. Przed ostatnim odcinkiem wykuto dwa otwory dające trochę światła w mroku, przez które można wyjść na zewnątrz, na ścieżkę umożliwiającą obejście końcówki tunelu i kilku ostatnich stopni prowadzących w górę. My decydujemy się przejść tunelem, bo rzadko zdarza się taka okazja.

W stronę Giovanni Lipella

Po przejściu tunelu po raz pierwszy tego dnia przed naszymi oczami pojawia się rozległy widok na masyw Fanes oraz dolinę Travenanzes, która rozdziela masyw Fanes od masywu Tofan. Ten widok nie opuści nas dziś długo. I w sumie dobrze, bo jest piękny. Z przełęczy schodzimy nieco piarżystym trawersem (pod koniec sierpnia były tu jeszcze płaty śniegu, ale małe i możliwe do przejścia). Po mniej więcej 20 minutach docieramy do właściwego początku ferraty Giovanni Lipella.

Giovanni Lipella

Ferrata rozpoczyna się całkiem ciekawie, bo już na samym początku czeka odcinek D, ale jak to mówią pierwsze koty za płoty. Podobno potem tego D będzie już mniej. Czy faktycznie? W sumie C w kilku miejscach jak D wyglądało. Ale obiecałam Michałowi, że przejdę tę ferratę i ta też się stało.

Po kilku pionowych podejściach trawersujemy górę cały czas w kierunku północnym.  Wspinamy się do bardzo charakterystycznej formacji skalnej składającej się z trzech niewielkich turni – to słynna Tre Dita (2694 m). To miejsce na odpoczynek, ale też na podjęcie ostatecznej decyzji. W tym miejscu możemy w razie niepogody lub zmęczenia odejść ze szlaku w stronę schroniska Giussani.

Potem już nie ma odwrotu!

My idziemy dalej. Trasa via ferraty Giovanni Lipella skręca w prawo na kolejną półkę. Tym razem kierujemy się na południe, do ostatniego, niezwykle widowiskowego i chyba najbardziej emocjonującego miejsca. Wydawałoby się, że to koniec wysiłkowego przejścia, a jednak! Perspektywa zmienia się, kiedy otwiera się przed nami widok na słynny amfiteatr Tofany. Przejście przez niego to jeszcze 200 metrów siłowego podchodzenia z podciąganiem się na rękach co kilka metrów. Zmęczenie daje o sobie lekko znać, zwłaszcza ręce, które słabną po kilku godzinach wspinaczki. Ale jest! Stajemy na około 3050 metrów nad poziomem morza.

Tofana di Rozes

Po dotarciu do końca ferraty pozostaje jeszcze ponad 200 metrów przewyższenia na szczyt Tofany di Roses piarżystym zboczem i podobne w charakterze zejście do schroniska Giussani. Piargi, przekleństwo w górach. Przynajmniej dla mnie. Zejście po nich do schroniska wykończyło mnie. Wzrok błądził w plątaninie piarżystych ścieżek, by znaleźć tę najbardziej wygodną. Trasa dłużyła się niemiłosiernie, a schronisko, które było widać poniżej było cały czas tak daleko. Tak skupiłam się na zachowaniu ostrożności, że do schroniska zeszłam w kasku i uprzęży.

Rifugio Giussani

Pierwsze od startu schronisko, z długo wyczekiwaną kawą i pastą z pomidorami. Mega klimat i ciepełko w środku, bo na zewnątrz zaczął wiać przeszywający wiatr. Zarówno schronisko, jak i jego otoczenie urządzone są z dbałością o szczegóły. Za to właśnie uwielbiam włoskie schroniska. To po około godzinnej przerwie już wygodną, szeroką drogą kierujemy się w stronę parkingu, a w zasadzie miejsca, z którego odbierze nas autobus. Po drodze mamy jeszcze jedno schronisko – Rifugio Angelo Dibona, gdzie w oczekiwaniu na część grupy także spędzamy sporo czasu.

Informacje praktyczne

  • Trasa jest długa i wymagająca, a poziom trudności ferraty to D.
  • Podobno w sezonie bywa tutaj tłoczno. My szliśmy na początku sierpnia i na trasie nie było praktycznie nikogo poza naszą grupą. Warto jednak wyjść wcześnie rano, by mieć miejsce na parkingu i mieć zapas czasu ze względu na długość trasy.
  • Pierwsze schronisko, gdy idziemy od Passo Falzarego jest dopiero po przejściu ferraty i zejściu z niej. Warto się zaopatrzeć zwłaszcza w wodę, ale też jedzenie, bo szlak wymaga uzupełniania kalorii.